Panna Młoda według Paprocki&Brzozowski

„Kobieta w tym wymarzonym dniu nie może wyglądać na przebraną, tylko na pięknie ubraną.” Marta Koszarek: Spotykamy się w bardzo ważnym momencie, praktycznie bezpośrednio po pokazie waszej najnowszej kolekcji „Chelsea Girls”.

Marcin Paprocki: Mieliśmy genialną inspirację i od samego początku byliśmy bardzo podekscytowani. Przyświecał nam świetny temat – klimat hotelu Chelsea w Nowym Jorku, Andy Warhol, Nico, Edie Sedgwick. To była cudowna przygoda.Póki co bardzo entuzjastycznie podchodzimy do tego pokazu i do tej kolekcji. Często tak mamy, że po tygodniu chcielibyśmy wszystko zmieniać, tym razem ten moment jeszcze nie nastąpił. Mariusz Brzozowski: Było bardzo intensywnie. W pewnym momencie nie mogliśmy się już zatrzymać. M.P.: Strasznie długo nad nim pracowaliśmy. To była nasza największa kolekcja – pięćdziesiąt sylwetek, wiele zostało na wieszakach. Postanowiliśmy nie pokazywać wszystkiego, żeby nie zanudzać odbiorcy. Pięćdziesiąt sylwetek to i tak było dosyć ryzykowne, ale tak już mamy, że z każdym ubraniem jesteśmy emocjonalnie związani…

 

Chyba naprawdę lubicie, kiedy dużo się dzieje. Przy stworzeniu tak dużej kolekcji i zrobieniu ogromnego pokazu, znaleźliście jeszcze czas na zaprojektowanie nowej linii kreacji ślubnych.

M.B.: Przede wszystkim lubimy pracować. Kiedy mamy chwilę odpoczynku, to już nas korci, żeby coś zrobić. Uznaliśmy, że linia ślubna to będzie interesujący smaczek. Podchodzimy do tego w bardzo precyzyjny sposób i mamy nadzieję, że nasze klientki są zadowolone. M.P.: Zresztą ta krótka kolekcja to jest punkt wyjścia, sygnał z naszej strony, co mniej więcej proponujemy. Staramy się nie powielać wszystkich projektów, kreację zawsze dopasowujemy indywidualnie. Nawet jeśli jest ona inspirowana którymś konkretnym wzorem, za każdym razem staramy się coś zmienić. Uważamy bowiem, że okraszanie swojego pięknego ślubu sukienką, w której kiedyś ktoś już się pojawił, nie jest ciekawe.

Czyli każda Panna Młoda, która chciałaby pójść do ślubu w sukni duetu Paprocki & Brzozowski, może się spodziewać, że gdy wejdzie do atelier, zostanie potraktowana indywidualnie i nie dostanie sukienki prosto z wieszaka?

M.P.: Dokładnie. Wszystko zostanie dopasowane do jej wymagań, do jej marzeń. Zawsze podkreślamy, że przy tak ważnym dniu my jesteśmy tylko narzędziem w rękach klientki. Każda kobieta od dzieciństwa ma swoje wyobrażenie na temat sukni ślubnej. M.B.: O ile chce wyjść za mąż… M.P.: Oczywiście. Nigdy nie staramy się narzucać własnej wizji. Podpowiadamy, jak skorygować proporcje, dopasować wszystko do sylwetki, bo to jest jednak bardzo ważne. Oczekiwania oczekiwaniami, realizacja zamierzeń swoją drogą, ale dobranie fasonu to podstawa. Chodzi o to, żeby czuć się komfortowo. Kobieta w tym wymarzonym dniu nie może wyglądać na przebraną, tylko na pięknie ubraną.

Rozumiem więc, że nie tylko Panny Młode w rozmiarze 34 mogą się do was zgłaszać? Kobietom często towarzyszy obawa, że nie zmieszczą się w ubranie od projektanta i na wstępie porzucają myśl o wymarzonej kreacji.

M.P.: Jasne, że nie! Żeby było śmieszniej, przyznam, że w całym butiku nie ma na wieszaku żadnej rzeczy w rozmiarze 34. M.B.: Chcielibyśmy rozwiać ten mit, że projektujemy tylko i wyłącznie dla modelek. Projektujemy dla żywych kobiet, które mają rozmiar 36, 38, 40 czy 42 i nie stanowi to dla nas żadnego problemu.

Każdy model z Waszej kolekcji ślubnej jesteście w stanie dopasować na każdą figurę?

M.B.: Często jest tak, że kiedy dziewczyna przychodzi, aby przymierzyć sukienki, które tutaj wiszą, my podpowiadamy, czy to będzie wyglądało dobrze czy źle. Ona jest współtwórcą sukienki. Na pewno chcemy spełniać marzenia tak, żeby kobieta w tym dniu czuła się wyjątkowo. M.P.: To o czym mówi Mariusz jest chyba najbardziej istotne. Kobieta jest współtwórcą – my podpowiadamy. Mamy w ręku wachlarz możliwości: dostęp do pięknych tkanin, świetnego krawiectwa, możliwość perfekcyjnego wykończenia.

Bazujecie na mini linii i na niej improwizujecie?

M.P.: Tak, dokładnie. Od niej jest odbicie. Natomiast absolutnie na „nie” jesteśmy w stosunku do sytuacji, w której ktoś przychodzi ze zdjęciem kreacji i chce taką zamówić – nie powielamy.

Zastanawiałam się, skąd potrzeba tworzenia kolekcji ślubnej u projektantów, o których kreacje biją się wszystkie polskie celebrytki.

M.B.: Niewątpliwie ta linia jest odpowiedzią na duże zapotrzebowanie naszych klientek, które bardzo często zwracają się do nas z prośbą o suknię ślubną. W marzeniach o tym pięknym dniu pojawiamy się jako projektanci wyśnionej sukni. Mało tego, mamy na swoim koncie nawet sukienkę komunijną – to obrazuje, jak wielki wpływ wywierają na nas ludzie, motywują nas do działania, o którym sami pewnie byśmy nie pomyśleli. M.P.: Genialne jest to, że to klienci inspirują nas do wymyślania nowych rzeczy, a my chętnie podejmujemy się realizacji najdziwniejszych zleceń, bo super jest wciąż robić coś nowego.

M.K.: Jakie inspiracje można zauważyć w waszych ślubnych kreacjach?

M.B.: Inspiracji jest mnóstwo. Przede wszystkim dużo rozmawiamy i opowiadamy sobie, jak chcielibyśmy, żeby dana sukienka wyglądała. Myślę, że taką podstawową sprawą jest to, żeby kobieta czuła się kobieco i nie wyglądała na przebraną. Ważne, by suknia nie odbierała kobiecie autentyczności, ponieważ to kobieta jest ważniejsza od sukni. Ubranie jest tylko pięknym dodatkiem, który ozdabia, ubiera, a nie gra pierwszych skrzypiec.

 

Czyli tak jak Michael Kors wolicie, kiedy kobieta usłyszy komplement „Pięknie wyglądasz!”, niż „Masz świetną sukienkę!”. Jaki jest plan powstawania kolekcji? Od czego zaczynacie?

M.P.: Najpierw skupiliśmy się na tkaninach, ponieważ to one determinują kreację, dopiero później myśleliśmy o fasonie i kroju. Za każdym razem staramy się do wybranej tkaniny dorzucić charakterystyczny detal, motyw przewodni – raz to koronka, raz ozdobne aplikacje, wykończenia czy hafty. W każdym przypadku mimo prostej formy staramy się ją czymś ozdobić.

Wszystkie wasze kreacje ślubne charakteryzuje romantyzm. Na jakie detale zwrócilibyście uwagę w najnowszej kolekcji?

M.P.: Tym razem postawiliśmy na kolor ecru oraz na krepy i szyfony. Mamy też eksperymentalnie jeden model z tafty, której do tej pory unikaliśmy jak ognia, ale ku naszemu zaskoczeniu ta jedwabna tafta świetnie się sprawdziła. Nie jesteśmy zwolennikami „wielkich gigantycznych”, tym razem jednak postanowiliśmy dodać trochę tego „dolnego majestatu”. Mamy też unikatowy jedwab z welurowym nadrukiem. Często zdarza się, że proponujemy dany fason w innym materiale. Rekordy popularności natomiast bije eksperymentalna suknia z czarną aplikacją. Ten motyw pojawił się już w poprzedniej kolekcji i odniósł duży sukces. M.B.: Na pewno staramy się unikać oczywistości, dosłowności. Polemizujemy z twierdzeniem, że suknia ślubna to rozkloszowane monstrum. Wolimy postawić na ulotność i delikatność. M.P.: Nie lubimy w tym temacie błysku. Białe satyny czy inne sztuczności według nas w ogóle się nie sprawdzają. Pracujemy tylko na naturalnych, szlachetnych materiałach, lubimy, jak coś płynie i powiewa. Często zdarza się, że trafiają do nas dziewczyny umęczone długimi podróżami po innych salonach. Gdy zaczynają mierzyć nasze suknie, biorą pierwszą z brzegu i od razu wiedzą, że trafiły w dziesiątkę mimo, że gdzie indziej miały wielki problem ze znalezieniem czegoś ciekawego. Czasami też nie potrafią wybrać spośród kilku – to są bardzo miłe chwile. Jeśli klientka nie może się zdecydować na jedną z trzech kreacji, tworzymy czwartą zupełnie wyjątkową.

Jaka jest Panna Młoda P&B?

M.P.: Naturalna, romantyczna… M.B.: …inteligentna. M.P.: To są oczywiście zabawne ogólniki, ale na pewno to osoba, która lubi eksperymentować z modą. Nie są to co prawda rzeczy bardzo ekscentryczne, ale mimo wszystko nie są to również kreacje standardowe. M.B.: Ważne jest też to, że z kobietą, z którą mamy pracować, staramy się zawsze nawiązać nić porozumienia. Jeżeli jesteśmy emocjonalnie związani z klientką, jesteśmy też emocjonalnie związani z kreacją.

Myślicie, że wasze suknie mogą prowadzić dalsze, poślubne życie?

M.P.: We wcześniejszej kolekcji było dużo krótkich sukni, które spokojnie mogą zostać „małą białą” idealną na lato. Długie suknie również można skrócić i faktycznie mogą funkcjonować, nabierając zupełnie innego charakteru.

Wróćmy na chwilę do pokazów Paprocki & Brzozowski. Słyną one ze starannego, indywidualnego przygotowania. Dbacie nie tylko o stronę wizualną, każdy pokaz ma też wyjątkową oprawę muzyczną. Do ostatniego pokazu DJ set zagrał popularny duet Buenos Bros. Czy możemy się spodziewać, że kiedyś zaskoczycie nas oryginalnym pokazem sukni ślubnych?

M.B.: Myśleliśmy o tym ostatnio! Uznaliśmy, że faktycznie fajnie by było zrobić taki pokaz. Może się zdarzyć, że w niedługiej przyszłości nastąpi jakaś niespodzianka w klimacie ślubnym. Spróbujemy zaskoczyć czymś nietypowym. M.P.: Tym bardziej, że ten klimat coraz bardziej nas wciąga. Powiem szczerze, że jeszcze siedem, osiem lat temu nie byliśmy zwolennikami projektowania sukni ślubnych. Uważaliśmy to za zbyt staroświeckie i klasyczne, teraz jednak coraz więcej mamy na nie pomysłów i czerpiemy z tego ogromną przyjemność. M.B.: Im trudniej, tym lepiej, bo musimy się zmierzyć z czymś nieznanym, a z tego może powstać coś naprawdę wyjątkowego. Nie wszystkie kobiety poszukują klasyki – to dla nas kolejne wyzwanie. Mamy na koncie zaprojektowanie sukni do ślubu na brazylijskiej plaży. Turkusowa suknia i japonki na stopach to niecodzienny widok. M.P.: Okazuje się, że jest to bardzo wdzięczny temat, w którym naprawdę można się wykazać. Za każdym razem jest to tworzenie innej, wyjątkowej kreacji. To nie jest powielanie od kalki. Uwielbiamy spotykać się z ludźmi i z nimi rozmawiać. Ilu niesamowitych historii i anegdot wysłuchamy po drodze… Jeśli możemy sprawić, że dzięki naszej kreacji ten ważny dzień będzie dla kogoś jeszcze piękniejszy, to jest to ogromna satysfakcja.

Jakim jesteście duetem? Zawsze patrzycie idealnie w tę samą stronę czy się uzupełniacie?

M.B.: To jest połowiczne. Co prawda, nie zawsze patrzymy w tę samą stronę, ale jeśli któryś z nas skręci głową za mocno, to się uzupełniamy. M.P.: Bardzo różnie z tym bywa. Czasami się bardzo zgadzamy, a czasami im bardziej się sprzeczamy, tym bardziej jest kontrastowo. Im więcej powrzucamy do wspólnej bramki, tym jest ciekawiej. M.B.: Ale zawsze gramy do tej samej, jednej bramki i nigdy o tym nie zapominamy. M.P.: Wiadomo, przez te 12 lat zdążyliśmy się dotrzeć. Sukces może tkwi w tym, że najpierw się przyjaźniliśmy i przez te wszystkie lata nie odechciało nam się pracować z tą samą intensywnością. Cały czas się nakręcamy, nigdy nie jesteśmy znudzeni.

Jakie plany na przyszłość? Były perfumy, była biżuteria, były dodatki. Co teraz? home line?

M.B.: Nie, home line akurat niekoniecznie, ale mamy propozycje zbliżone do takich projektów. M.P.: Warto wspomnieć, że równolegle z tymi dwoma kolekcjami „Chelsey Girls” i ślubną linią stworzyliśmy też stroje do spektaklu, opery. Otworzyliśmy butiki w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Pracujemy nad projektami designerskich gadżetów komputerowych. Będziemy też na Sunrise Fashion Festiwal przy okazji dziesięciolecia  Sunrise Festiwal w Kołobrzegu.

Skoro już o lecie – jakieś wakacyjne plany ?

M.B.: Wsiadamy w samochód i jedziemy do Włoch! M.P.: Zazwyczaj jeździmy do Portugalii, bo kochamy ten kraj. Tym razem czas na Italię. Zawsze działamy według tego samego schematu – nie musimy mieć żadnego planu! Po prostu bierzemy auto, zabieramy przyjaciół i jedziemy przed siebie. Ważne, żeby ciągle coś się działo.

ROZMAWIAŁA Marta Koszarek Redaktor Naczelna, ZDJĘCIA Jacek Kolanowski